Ja chora, a Rigo z pociętą łapą, więc głównie siedzimy w domu. Zafundowałam mu za to długą sesję szkoleniową. O dziwo po godzinie szkolenia pies prosił o jeszcze. Maniak jakiś ;) Trzysekundowe siedzenie bez wiercenia się ma już ładnie opanowane, co mnie bardzo cieszy. Ze staniem gorzej, cofnęliśmy się do samego początku, bo zaczął za mną łazić i sprawdzać, czy czasem nie chodzi mi o dostawianie się do nogi, siadanie albo warowanie (ze szczekaniem oczywiście...). Slalom wprawia go w stan euforii, nie mogę kroku zrobić, żeby mi pies nie przeszedł pod nogami. Nagradzam go już co drugi krok i nie ma nic przeciwko temu. Powiększył kolekcję zrobionych kółeczek za targetem, ale nadal koło zatoczone targetem musi być bardzo zamaszyste, bo inaczej nie chce mu się obracać o 360 stopni. Przynoszenie mi frisbee miał w głębokim poważaniu, przyniósł dwa razy, po czym stwierdził, że za rzadko go nagradzam i on się tak nie bawi. Jak zmieniłam przedmiot do przynoszenia na piłki ze sznurkiem, to od razu odzyskał zainteresowanie zabawą. Doszliśmy do wypluwania piłki prosto w moją rękę, co jest bardzo dużym postępem w oddawaniu piłek :) Na deser zafundowaliśmy jeszcze sąsiadom łomot w postaci skaczącego przez przeszkodę psa, ale stwierdziłam że to jednak za dużo szczęścia na raz (dla sąsiadów oczywiście ;) ) i skończyło się tylko na kilku przeskokach za piłeczką. Rigo zakończył całą sesję radosnym mordowaniem maskotki i wyglądał na bardzo zadowolonego ;) Nie wypominał mi braku długich spacerów przez dwa ostatnie dni.
A dzisiaj tylko wieczorem poćwiczyliśmy grzeczne siedzenie. Rigo wytrzymuje już sześć sekund bez kombinowania, ale za to moje przemieszczanie się wokół niego, połączone z wchodzeniem na wersalkę to zdecydowanie za dużo na jeden raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz